ir a principal | Ir a lateral

Trochę Nowego

trochę tego, trochę tamtego

  • Strona Główna
  • Trochę o Nowym
  • RSS

Polskie wybrzeże z buta

Autor: nowy o 20:37 | Etykiety: bałtyk, podróże, wybrzeże, życie

W tym roku postanowiłem spełnić jedno ze swoich marzeń i przejść całe polskie wybrzeże pieszo. Uwielbiam chodzić, chciałbym kiedyś tak po prostu spakować plecak, wyjść z domu i przejść cały wielki świat. Wiem, że jest to dosyć ambitny plan, ale może pewnego dnia ruszę pieszo do Chin, albo okrążę Australię. Kto wie. To są jednak plany na przyszłość, teraz skupmy się na planie tegorocznym.

Pomysł na trip urodził się w zeszłym roku. Niestety, dosyć uciążliwa kontuzja łydki uniemożliwiła mi wtedy jego realizację. W tym roku, mimo, że początkowo miałem zupełnie inne plany, postanowiłem wrócić do zeszłorocznego pomysłu i przejść się polskim brzegiem Bałtyku.

Dlaczego akurat ten kawałek lądu? Nie jest to przypadek, otóż, od lat mam problem z naszą ojczystą plażą, ponieważ kojarzy mi się ona z nudą i z tego powodu przez ostatnie lata starałem się jej unikać jak tylko mogłem.

A było to tak...

Jak byłem dzieckiem, co roku całą klasą jeździliśmy na 2 tygodnie na zieloną szkołę nad morze. Dodatkowo, rodzice wysyłali mnie na kolonie do Jastrzębiej Góry. Dzięki temu spędzałem 5 długich tygodni nad morzem przez kilka lat z rzędu. Z tych wyjazdów przede wszystkim zapamiętałem nudę. No może jeszcze kiepskie żarcie na stołówce, i automat z grą Tekken 2, dzięki któremu razem z kolegami przepuszczaliśmy większość naszego kieszonkowego. Jednak nuda wynikająca ze spędzania czasu na plaży, to był największy problem tych wyjazdów. Tylko ten piach i piach. Jasne, czasem coś próbowałem zbudować z piasku, czasem coś w tym piasku znalazłem (jakąś muszelkę, starą puszkę etc), czasem po prostu ryłem w tym piasku patykiem, ale nawet to nie pomagało na nudę. Totalny brak pomysłu.

Wiem że wszyscy chcieli dobrze, żebym spędził fajne wakacje. Wiem, ile wysiłku kosztowało to moich starszych, żeby wysłać mnie na kolonie. Jednak problem w tym, że małe dzieci nie kontemplują za dużo, one potrzebują akcji. Tej akcji nigdy tam nie zaznałem. Jestem z tych, których nie bawi siedzenie w jednym miejscu. Ja muszę być w ruchu, wokół mnie muszą dziać się rzeczy. Jak rzeczy nie dzieją się i czuję, że stoję w miejscu, to jest mi z tego powodu źle. Taka już moja natura, którą czasem głośno przeklinam, bo ostatnio potrafię nakręcić tyle rzeczy wokół siebie, że nawet moja wrodzona aktywność mówi pas.

Wracając do wybrzeża, to muszę przyznać, że ostatnie lata pozwoliły mi lekko nadpisać ten nudny obraz polskiego brzegu. Pojawiałem się kilka razy w Gdańsku i było całkiem fajnie, przy czym moja obecność na plaży ograniczała się do wypicia na niej kilku browarów. Mam też nad morzem bardzo dobrego ziomka, z którym przyjaźnimy się od wielu lat, więc jest to kolejna pozytywna referencja, która pojawia się w mojej głowie, na myśl o polskim morzu.

Chciałbym poprzez tegoroczną podróż napisać swoją nową, prywatną historię polskiego wybrzeża. Zacząć kojarzyć wybrzeże z przygodą, a nie z nudą. Chciałbym też bardziej docenić piękno naszego kraju, oraz, co może być trudne, poszukać spokoju w szczycie sezonu urlopowego, idąc samotnie plażą, wśród tłumu turystów. Wierzę, że spotkam kilka fajnych osób po drodze.

Podróż zaczynam na Śląsku. Biorę pociąg z Kato do Świnoujścia. Nie załapałem się na wagon sypialny, więc jak dobrze pójdzie, to będę miał jakieś miejsce siedzące. Niestety w tym okresie nawet to może być trudne. W Świnoujściu chcę podejść do granicy z Niemcami i poszukać słupka granicznego. Od niego rozpocznę właściwą wędrówkę, której pozornym celem będzie dotknięcie słupka po przeciwnej stronie, tj. na granicy Polsko-Rosyjskiej w Piaskach. Po drodze będę rozbijać namiot, albo szukać jakiś kwater, w których będę mógł się kimnąć. Postaram się iść przez większą część trasy plażą, jednak z tego co czytałem w sieci, to będę miał do obejścia kilka baz wojskowych i portów.

Dlaczego granica z Rosją jest pozornym celem?

Dla mnie celem podróży jest podróż, a nie miejsce do którego idę. Skupiając się tylko na miejscu, mógłbym nawet nie zauważyć, całego piękna trasy. Jakby mi tak bardzo zależało na dotarciu do miejsca, to pojechałbym tam samochodem, a nie szedłbym takiego dużego dystansu. To podróż pozwala nam wzrastać, nie miejsce do którego chcemy dojść.


Zamierzam na całą trasę poświęcić około 21 dni. Tyle powinno wystarczyć, jednak nie wiem czy uda mi się przejść cały planowany odcinek. Łatwo na takiej trasie o kontuzję. Może w pewnym momencie uznam, że jakieś miejsce jest na tyle fajne, że warto w nim zostać trochę dłużej. Różnie może być, nie chcę niczego planować. Już wiele razy przekonałem się że planowanie i myślenie o efektach nigdzie nie prowadzi i zawsze jest inaczej.

Z tego co słyszełem, 21 dni to również minimalny okres, który pozwala nam na zmianę pewnych nawyków. Chciałbym ten czas dobrze wykorzystać, by pewne rzeczy stały się moją nową normalnością. Spróbuję nauczyć się być bardziej uważnym, bo teraz czuję, że mam z tym spory problem. Wszystko za szybko się dzieje i przestałem dostrzegać tak wiele fajnych rzeczy, które spotykają mnie każdego dnia, a przecież wystarczy tylko trochę rozejrzeć się. 21 dni. Zobaczymy.

No nic, wracam coś jeszcze ogarnąć, bo oprócz plecaka, mam jeszcze kilka kilka innych tematów do zamknięcia, a na sam wyjazd nie mam jeszcze prawie nic przygotowane. A droga długa jest.


1 sie 2013 1 komentarze Linki do tego posta

Nowy, Ty se żyjesz...

Autor: nowy o 22:38 | Etykiety: rozkminy, życie

Tak by można było z pewnością pomyśleć. A jak jest na prawdę? Ostatnio poddałem tę tezę głębszej rozkminie i doszedłem do wniosku, że "nie do końca se żyję...".

"No ale brakuje Ci czegoś? Tyle osób dałoby się pokroić za dziesiątą część tego co masz.". Wrong. Nie chodzi tutaj o rozkminę, na poziomie posiadanych dóbr. Zresztą nie wiem, czy szesnastoletni, trzydrzwiowy Opel Astra, który nawet nie jest mój, tylko mojego ojca, telefon z jabłkiem, który spłacam Playowi w comiesięcznych rachunkach i kilka szmat kupionych na wyprzedaży w Cropie, to wyznaczniki luksusu. Mam tyle co mam i nie zauważam w sobie potrzeby posiadania czegoś więcej. Żyję skromnie i taki tryb życia mi odpowiada.

"Ale przecież masz zajebistą pracę! Czemu narzekasz, przecież tyle osób jest bez pracy.". I tutaj wdziera się kolejny błąd w myśleniu wielu osób, z którymi rozmawiam. Nie narzekam na pracę! Serio uwielbiam swoją pracę. Robię zdecydowanie to, co lubię i jeżeli NASA, albo Europejska Agencja Kosmiczna nie wrzuci jakiejś fajnej oferty dla projektanta UX, to raczej nie będę chciał zmienić pracy. Ale przecież sama praca nie stanowi o jakości wszystkich obszarów naszego życia.

"I przy tym wszystkim robisz jeszcze tyle innych rzeczy...". No właśnie. Robię. Staram się jakoś nie tracić za bardzo czasu, wkręcam się w różne inicjatywy, ale przy większej liczbie inicjatyw, i w tym można się pogubić.

"To w takim razie, gdzie leży problem?" Jak to gdzie? We mnie.

Sporo ostatnio kminię na temat wartości, które kierują moim życiem, cytując klasyka, zacząłem myśleć nad tym, ile, z tego co robię w życiu, na prawdę warto, a ile się tylko opłaca. I czy wszystko co warto się opłaca, i wszystko, co opłaca się, warto? Wnioski mam takie, że z pewnością wiele rzeczy warto, kilka zupełnie nie warto, ale wiele też: warto by było, ale nie ma kiedy, nie mam na nie  siły, czy też wystarczającej motywacji etc. Krótko mówiąc, podczas owej rozkminy wyszło mi, że mam kilka obszarów w życiu, które zdecydowanie trzeba pochytać, bo na serio jest słabo i jak teraz czegoś nie zrobię, to będzie tylko gorzej.

Po raz kolejny postanowiłem się ogarnąć. Przy czym, mój plan nie zakłada miliona nowych inicjatyw, które spowodują moje niesamowite ogarnięcie. Mój plan, jest dużo prostszy. Chcę po prostu skończyć to, co zacząłem.

Moje ostatnie obserwacje wykazały, że nowe wyzwania, niektóre nawet mocno ambitne i ryzykowne, motywują mnie do działania, jednak to co mnie cholernie hamuje, to stare zobowiązania. Zarówne te wobec innych, jak i te wobec samego siebie. Każde nowe wyzwanie, gdy jest niedokończone staje się niespełnionym zobowiązaniem, więc póki co muszę zwolnić z generowaniem kolejnych pomysłów na życie. Dopóki nie ogarnę tego, co już zaplanowałem, albo świadomie i na spokojnie nie podejmę decyzji że coś olewam, to nie dam rady ruszyć z niczym nowym, tylko dalej będę tkwił w stanie zawieszenia, którymi mi zupełnie nie odpowiada.

Tak więc, moi drodzy, kończę to co zacząłem lub wcześniej zaplanowałem, by wyzwolić się z tego bałaniarskiego trybu, w którym teraz żyję. Plan, który chcę zrealizować musi się zamknąć w ciągu 4 miesięcy.

A co potem? Potem pakuję plecak i wyjeżdżam w jakąś dłuższą podróż. Nie wiem jeszcze dokąd, ale na pewno wiem, po co: żeby po prostu być w podróży ;)

"Nowy, a co z blogiem? Czy teraz już włączasz tryb jeden, pełen banału, wpis na rok?" Szeczrzę, to nie wiem. Jak znajdę chwilę czasu, to wrzucę teksty, które popełniłem podczas ostatniej podróży pociągiem do Stambułu. Ale czy i kiedy znajdę ten czas, trudno powiedzieć. Jak uporządkuję poważniejsze sprawy w życiu, to może i bloga zacznę pisać regularnie. Zobaczymy.

Teraz czas skreślić pierwszą rzecz z mojej nowej, a w zasadzie bardzo starej, TODO listy i wziąć się za ogarnianie kolejnych zaległych spraw.


4 mar 2013 1 komentarze Linki do tego posta

Poranna, wczorajsza impreza

Autor: nowy o 18:02 | Etykiety: Belgrad, imprezy, interrail, podróże, rozmowa, Serbia

Nie zawsze udaje się wysiąść z pociągu w niedziele rano i dołączyć do wciąż trwającej, sobotniej imprezy. Miałem trochę szczęścia.

Do Belgradu dojechałem parę minut po szóstej rano. Na dworcu pojawił się nie Vlada, z którym się ustawiłem dzień wcześniej, ale mój drugi ziomek z Serbii.

Bojan: Dobrze Cię widzieć. Kopę lat.

Nowy: Hey Stary, trochę czasu minęło od Omanu. Ciebie również dobrze widzieć.

Bojan: Słuchaj, bo jest akcja, możemy od razu się zalogować w mieszkaniu u Vlady, albo.. bo widzisz, wyszliśmy wczoraj o 17 spotkać się ze znajomymi, tak normalnie pogadać i zrobiła się z tego grubsza impreza, która wciąż trwa. Więc jak nie jesteś bardzo zmęczony po podróży, to może chcesz wyskoczyć na jakieś drinki.

Nowy: Brzmi jak super pomysł. Zobaczymy jak wygląda belgradzkie życie nocne o 6 rano.

Mimo, że byłem trochę zmęczony, ponieważ w pociągu z Budapesztu do Belgradu ciężko było mi wypocząć (musiałem spać maksymalnie płytko, by wybudzać się podczas kontroli paszportowych, których miałem aż trzy), to jednak perspektywa imprezy o 6 rano w niedziele brzmiała całkiem ciekawie.

Czytaj całość »

19 maj 2012 0 komentarze Linki do tego posta

Pierwszy przystanek

Autor: nowy o 16:08 | Etykiety: Barabás Lőrinc Eklektric, Budapeszt, Carpe Noctem Penthouse, interrail, Kiadó Kocsma, myśli, rozkminy, Węgry, życie

Węgier: Rząd Orbana, to chyba najgorszy rząd w historii Węgier! - młody Węgier nie przebierał w słowach, komentując obecną sytuację na Węgrzech - Jego działania doprowadzą nasz kraj do ruiny.

Nowy: Pamiętam, że przez ostatnie lata macie dosyć gorąco. Parę lat temu były dosyć duże protesty, po tym jak ujawnione zostało nagranie, w którym ówczesny premier powiedział, że naród był okłamywany w kwestii faktycznego stanu gospodarki. To był chyba 2006 rok o ile się nie mylę...

Węgier: Tak, a teraz jest premier z drugiej strony barykady. Jest jeszcze gorszy niż poprzedni, ten to jest nacjonalista, chce zabić demokrację w naszym kraju, ogranicza nasze prawa i chce podporządkować sobie media. Nie pamiętam czasów, żeby było gorzej niż teraz. Jak tylko skończę studia, to się stąd wyprowadzam.

Nowy: Dokąd wyjedziesz?

Węgier: Chcę zostać w Europie, tak żebym mógł szybko wrócić do Budapesztu, jakby zaszła taka potrzeba. Nie chcę być za daleko od swojej matki i siostry. Prawdopodobnie wyjadę do Danii. Studiuję inżynierię żywności, więc dobrej pracy nie znajdę na Węgrzech, a w Danii jest spora szansa się gdzieś załapać.

Nowy: Z takim wykształceniem, to chyba najlepiej o pracę w USA. Oni tam mocno inwestują w badania nad żywnością. Generalnie i tak to wszystko, co jemy to jest syf, a będzie tylko gorzej.

Węgier: Będzie.

Pociąg zatrzymał się na stacji. Po nieprzespanej nocy w pociągu, jadącym na trasie Katowice - Budapeszt, wysiadłem na dworcu Kaleti, z którego udałem się poszukać jakiegoś taniego hostelu i zweryfikować na własne oczy, jak „źle” jest na Węgrzech.

Czytaj całość »

12 maj 2012 2 komentarze Linki do tego posta

Relacja z nieoczekiwanych zmian na trasie

Autor: nowy o 01:51 | Etykiety: Belgrad, Budapeszt, interrail, podróże, Serbia, Sofia, Stambuł, Turcja, Węgry, życie

Zakończyłem jedną z najlepszych podróży, jakie dane mi było do tej pory przeżyć. Pełna relacja z wyjazdu będzie się pojawiać w przeciągu najbliższych dni / tygodni, zależy od mojego obłożenia w różnych pracowo-prywatnych obowiązkach, jednak już teraz zapraszam do zaglądania na bloga. Porobiłem sporo fotek i zapisałem cały gruby notes różnymi rozkminami o życiu i przemijaniu, związkach, fajnych miejscach, które warto odwiedzić oraz ciekawostkami i historiami, które opowiedzieli mi spotkani w podróży ludzie.

Plan, jak już pewnie wiecie z poprzedniego posta, zakładał, że całą trasę z Polski do Stambułu przejadę pociągiem, a po drodze zatrzymam się w Budapeszcie, Belgradzie (Misiek w komentarzu wytypował Sarajewo;)) i ostatecznie dotrę do Stambułu. Jak wiadomo, z planowaniem jest tak, że niezależnie jak dokładnie wszystko zaplanujemy, to i tak będzie inaczej. Ważne, żeby mieć jasny cel, do którego się dąży. W przypadku tej podróży, jeszcze w Gliwicach musiałem zacząć modyfikować plany.

Kilka godzin przed wyjazdem, okazało się, że nie ma już miejsc w kuszetce do Budapesztu, więc będę musiał całą drogę przesiedzieć. Kupiłem normalną miejscówkę. Pociąg z Gliwic do Katowic miał prawie godzinne opóźnienie, więc nie chciałem ryzykować spóźnienia, dlatego poprosiłem ojca o to, żeby rzucił mnie do Kato. W pociągu do Budapesztu okazało się, że rano w Warszawie była awaria systemu, który wie, które miejscówki zostały sprzedane, a które są jeszcze wolne, dlatego spora część osób, jechała całą noc na stojąco, bo kilka osób miało wykupioną miejscówkę na to samo miejsce. Ja szczęśliwie mogłem siedzieć w przedziale.

W Budapeszcie okazało się że w hostelu, w którym planowałem się zatrzymać, nie ma już miejsca. Generalnie wszystkie hostele tego dnia były pełne, a część z hosteli była w tym czasie po prostu zamknięta, ponieważ sezon turystyczny dopiero zacznie się za jakiś czas. Postanowiłem więc skrócić swój pobyt w Budapeszcie do jednego dnia i złapać nocny pociąg do Belgradu.

W Belgradzie spędziłem 2 zajebiste dni. Jednak gdy poszedłem kupić miejscówkę na pociąg do Stambułu, okazało się że pociąg na tej trasie już w ogóle nie kursuje. Mogłem wziąć nocny pociąg do Sofii (do którego w momencie, w którym byłem na dworcu miałem 3 godziny), albo rano zabrać się do Sofii autobusem. Z Sofii miałem dalej jechać pociągiem. Zdecydowałem się na autobus, żeby zostać jeszcze jedną noc w Belgradzie. Rano, gdy przyszedłem na dworzec, okazało się, że nie ma już biletów na autobus. Na całe szczęście poszedłem pogadać z kierowcą i zgodził się mnie zabrać. Co prawda w trakcie samej podróży musiałem kilka razy zmieniać autobus, ale to nie był duży problem.

W Sofii od razu udałem się na dworzec kolejowy, gdzie z wielkim trudem udało mi się znaleźć kasę, w której można kupić bilety na pociągi międzynarodowe, jednak znów nic nie poszło zgodnie z planem, ponieważ okazało się, że pociąg do Stambułu odjechał 30 minut wcześniej i kolejny będzie dopiero następnego dnia o tej samej porze. Nie chciałem tracić doby w Sofii, dlatego poszukałem przewoźnika, który mógłby mnie zawieść do Stambułu jeszcze tej samej nocy. Kilka godzin później za niespełna 20 euro, jechałem całkiem wypasionym autobusem do Stambułu.

W Stambule było bardzo grubo i inspirująco.

Powrót do Polski też nie był bezproblemowy. Samolot z lotniska im. Atatürka w Stambule był opóźniony prawie godzinę. Z powodu bardzo dużego ruchu w strefie powietrznej samolot nie miał zgody na start i musiał czekać. Po wylądowaniu w Wiedniu, podczas kontroli paszportowej, pokazując swoją kartę pokładową na samolot do Krakowa, usłyszałem tylko "You should run", co też uczyniłem. Do samolotu wbiegłem jako jeden z ostatnich pasażerów. Lot do Polski był dosyć krótki, ale dawno nie leciałem w tak silnych turbulencjach.

Te wszystkie "problemy" dodały tylko smaku całej podróży. Dzięki tym losowym opóźnieniom, konieczności zmiany środka transportu z pociągu na autobus, miałem okazję poznać bardzo fajnych ludzi, m.in. pisarza z Czech, szukającego inspiracji do nowej książki, podróżując z Barcelony na bliski wschód, czy też młodą Bułgarkę, pracującą we włoskim Hotelu, odpowiedzialną za obsługę VIPów w stylu Johnego Deppa, Angeliny Jolie czy też The Strokes.

Sam wyjazd był rewelacyjny. Bardzo dużo dowiedziałem się o Serbii i Turcji, poznałem kilka świetnych osób, mogłem doświadczyć jak wygląda życie nocne w centrum Stambułu, byłem zakochany niezliczoną ilość razy w Turczynkach, Serbkach, Węgierkach i Bułgarkach, spróbowałem trochę pograć na Bağlamie - takiej tradycyjnej tureckiej gitarze, mocno się wychillowałem, zwiedziłem kilka fajnych obiektów, podskoczyłem na dwie bardzo ciekawe wystawy, zobaczyłem zbombardowane przez amerykanów w 1999 roku budynki w centrum Belgradu, usłyszałem kilka ciekawych historii, ale przede wszystkim przywiozłem wielki bagaż nowych doświadczeń i przemyśleń (no i kilka płyt z Jazzem w Tureckim wydaniu).

Tak jak pisałem na początku, będę chciał co parę dni wrzucać jakiś tekścik z podróży plus trochę zdjęć, więc mocno zapraszam. Przypominam, że jest możliwość subskrybcji bloga, do której Was wszystkich zachęcam.



7 maj 2012 0 komentarze Linki do tego posta
Starsze posty
Subskrybuj: Posty (Atom)

Zasubskrybuj

Polecane artykuły

  • Ten świat co się porusza
  • Półsen
  • Komunijny rowerek
  • Plan na Sao Paulo
  • 1:1 przy 50:1

Najpopularniejsze

  • Polskie wybrzeże z buta
  • Plan na Sao Paulo
  • Taxi
  • Ten świat co się porusza.
  • Pierwszy przystanek
  • Półsen
  • iLikeTrains
  • Poranna, wczorajsza impreza
  • Relacja z nieoczekiwanych zmian na trasie
  • Komunijny rowerek

Myśl na dziś...

"Chciałem zmienić świat. Doszedłem jednak do wniosku, że mogę jedynie zmienić samego siebie. "

Aldous Huxley

Archiwum

  • ▼  2013 (2)
    • ▼  sierpnia (1)
      • Polskie wybrzeże z buta
    • ►  marca (1)
  • ►  2012 (10)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (2)
    • ►  marca (2)
    • ►  lutego (3)
  • ►  2011 (4)
    • ►  grudnia (1)
    • ►  lutego (2)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2010 (9)
    • ►  lipca (4)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  marca (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2009 (26)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (3)
    • ►  września (7)
    • ►  sierpnia (10)
    • ►  lipca (4)

Etykiety

  • bałtyk (1)
  • Barabás Lőrinc Eklektric (1)
  • Belgrad (2)
  • Belo Horizonte (10)
  • bieganie (2)
  • Brazylia (18)
  • Budapeszt (2)
  • Campinas (1)
  • Carpe Noctem Penthouse (1)
  • El Camino (1)
  • Finlandia (2)
  • Foz do Iguaçu (1)
  • imprezy (1)
  • interrail (4)
  • Kiadó Kocsma (1)
  • ksiażki (1)
  • Maskat (2)
  • miejsca (10)
  • motywacja (3)
  • myśli (23)
  • Nizwa (1)
  • Oman (5)
  • podróże (25)
  • rozkminy (2)
  • rozmowa (3)
  • Sao Paulo (2)
  • Serbia (2)
  • Sofia (1)
  • Stambuł (1)
  • świat (4)
  • Tampere (1)
  • Turcja (1)
  • Węgry (2)
  • wybrzeże (1)
  • życie (33)

Trochę o Nowym

Im jesteśmy starsi, tym nasze życie jest dla nas dużo szybsze i bardziej skomplikowane. Sporo narzekamy na nasz ciężki los i odkładamy realizację naszych marzeń na później. Żyjemy z dnia na dzień, w monotonnym, często bardzo stresującym i mało świadomym życiu. Czasem coś się wydarzy, co zostanie nam w pamięci na dłużej, ale niestety większość rzeczy wydaje nam się taka sama. Dostrzegamy coraz mniej.

W tym czasie nasze wspomnienia, te złe i dobre, bledną i po chwili znikają po nich ostatnie ślady. Wraz z nimi znikamy my sami.

Jestem Nowy i powoli wkraczam w dorosłe życie. Nie ukrywam, że trochę się w nim motam i próbuję się w tej naszej rzeczywistości jakoś odnaleźć. Zadaję sobie coraz to nowe pytania, na które odpowiedzi najbardziej lubię szukać w podróży. Jak tylko znajduję chwilę czasu, to pakuję plecak i wyjeżdżam poczuć i zobaczyć kawałek świata, nazbierać nowych doświadczeń, pomyśleć o życiu i popatrzeć na świat trochę szerzej. Świat, który nie koniecznie jest taki jak pokazują nam go w telewizji, o którym czytamy w gazetach.

Jak napisał Douglas Coupland w Pokoleniu X:
"... to niezdrowo traktować życie jako ciąg odrębnych cool momentów.
- Albo nasze życie stanie się opowieścią, albo będzie nie do wytrzymania."
Ten blog, to moja opowieść. Zapraszam do lektury.

Copyright © 2011 Trochę Nowego

Design by Styleshout | Blogger Templates by Foros del Blog